czwartek, 26 grudnia 2019

Misery (1990) Misery, Misery, Misery...

Tytuł: Misery
Produkcja: USA 1990
Obsada: James Caan, Kathy Bates, Richard Farnsworth
Gatunek: Thriller
Czas: 1 godz. 47 min.
Filmweb: 7,6/10

Samotność nas niszczy, samotność prowadzi do ogromnych problemów natury psychicznej. Film Reinera pokazuje nam ten ból wynikający z tylu lat spędzonych samemu ze sobą, ból wynikający z braku bliskich osób. Annie Wilkes jest kobietą mieszkającą samotnie na obrzeżach miasteczka, opuszczona przez wszystkich, jedynym dla niej sensem życia są powieści o Misery pisane przez znanego pisarza Paula Sheldona.

Bohaterka wie o autorze wszystko, wie, gdzie pisze, zna jego rytuały po skończeniu każdej książki (papieros i lampka wina). Pewnego dnia po zakończeniu powieści Paul ulega wypadkowi, a Annie udziela mu pomocy i leczy go w swoim domu, gdyż niby drogi są zaśnieżone, a linie telefoniczne zerwane. Paul jest bardzo wdzięczny za uratowanie życia…

Kathy Bates (Annie Wilkes)

Dalsze losy są już tylko konsekwencją początku filmu. Z czasem Paul dowiaduje się, że ma do czynienia z psychopatyczną kobietą, ale nie będę tego opisywał, aby nie zepsuć filmu tym, którzy go jeszcze nie widzieli.

James Caan (Paul Sheldon) i Kathy Bates (Annie Wilkes)

Najbardziej urzeka gra aktorów, Kathy Bates w roli Annie Wilkes tworzy jedną z najlepszych kreacji kina dwudziestego wieku. Nie można jej nic zarzucić, tak wciela się w swoją rolę, że widz za każdym razem widząc ją, przeżywa dreszczyk emocji, dlatego też nie dziwi otrzymany przez nią Oscar, gdyż jest w pełni zasłużony. Do gry pozostałych aktorów też nie można mieć większych zarzutów. James Caan grający Paula Sheldona mógłby wypaść blado na tle Kathy, ale jednak swoją role zagrał wyśmienicie i za to mu chwała, bo gdy ma się u boku tak wspaniałą kreację, to nie jest tak łatwo wypaść dobrze. Wielkie brawa należą się także aktorom drugoplanowym, a zwłaszcza Richardowi Farnsworthowi, grającemu szeryfa, jest niesamowity w dążeniu do rozwiązania zagadki zaginięcia znanego autora.

Kathy Bates, która dostałą Oscara za rolę Annie Wilkes

Ktoś kiedyś powiedział, że muzyka w filmie jest najlepsza wtedy, gdy nie przeszkadza, i właśnie w Misery znajdujemy tego odzwierciedlenie. Po obejrzeniu filmu nie pamiętam, jaka była, dlatego stwierdzam, że musiała być fenomenalna. Scenariusz idealny, ale o tym nie będę się rozpisywał, bo w końcu jest on napisany na podstawie powieści mistrza Kinga.


Film obejrzałem kilka razy i często do niego wracam, a dlaczego? Za każdym razem chcę znów ujrzeć Kathy Bates, która mnie tak przeraża, i za każdym razem chcę ujrzeć te najbardziej przerażające sceny, zawsze sobie powtarzam: „teraz będę patrzył”, a jednak zamykam oczy, ze strachu, i będę go oglądał, dopóki moje powieki zostaną na swoim miejscu, bo pragnę w końcu to ujrzeć.

Ocena: 8/10 bardzo dobry

------
Polecam przeczytać recenzje Lśnienia

środa, 25 grudnia 2019

Lśnienie (1980) Kobieta w zagrożeniu

Tytuł: Lśnienie
Tytuł oryginału: The Shining
Produkcja: USA, Wielka Brytania 1980
Obsada: Jack Nicholson, Shelley Duvall, Danny Lloyd
Gatunek: Horror
Czas: 2 godz. 26 min.
Filmweb: 7,8/10

Wielu już strzępiło sobie języki, pióra i palce na klawiaturach wysłużonych komputerów, żeby wygłosić prawdę oczywistą: "Lśnienie" Stanleya Kubricka jest dziełem wielkim i genialnym. I wystarczyłoby na tym zakończyć.

Ale ja jako wielbiciel "Lśnienia" (zarówno książki jak i filmu) też muszę dorzucić swoje 3 grosze.



Najpierw poświęcę chwilę filmowym adaptacjom książek. Nie od dziś wiadomo, że trudno jest zrobić dobrą adaptację książki. A prawie niemożliwym jest zrobić film lepszy od książki, na której się ów opiera. Znam kilku, którzy bijąc się w pierś przysięgną, że jest jeden film lepszy od książkowego pierwowzoru i że jest nim oczywiście "Lśnienie", ale z tym się zgodzić nie mogę. Wielbię wczesne dokonania Stephena Kinga, mimo że krytycy i znawcy literatury nigdy nie postawią go na równi z tzw. "Wielkimi Twórcami Prozy Współczesnej". I może dobrze, bo jakże miałby King pisać o outsiderach i wszelkiej maści wyrzutkach, gdyby sam nie był jednym z nich...


Jack Nicholson (Jack Torrance)

Dla mnie jednak King wielkim pisarzem jest i basta. Inwektywą żywą (i to w głos) kalałam swe usta, śledząc kolejne próby uwolnienia się głównego  bohatera z rąk szalonej wielbicielki w "Misery"; współczułam serdecznie odrzuconej przez rówieśników, pryszczatej Carrie i mógłbym zabić gołymi rękami, żeby uwolnić zmaltretowaną dziewczynę od owładniętej manią religijną matki; "Grę Geralda" pochłonąłem w ciągu jednej nocy, obgryzając paznokcie i towarzysząc bohaterce próbującej się uwolnić z absurdalnej pułapki gdzieś w małym domku letniskowym na odludziu.


Stephen King, autor "Carrie", "Lśnienia", "Misery" oraz "Gry Geralda"

Wreszcie już po obejrzeniu filmu Kubricka sięgnąłem po "Lśnienie". Atmosfera tej książki jest nie do opisania. Takiego poczucia oblepiającej człowieka beznadziei, grozy i bliskości niechybnego szaleństwa nie odczułem nigdy wcześniej ani potem. Zdawałoby się, trochę zadrukowanego papieru między okładkami ozdobionymi zazwyczaj nie najwyższych lotów grafiką. Ale King przenosi swoimi książkami w swój własny świat i czyni go na kilka godzin jedynym realnym, prawdziwym światem, a gdy wraz ze słowem KONIEC odkładamy książkę i oddychamy z ulgą, że to NARESZCIE koniec, to już po chwili chcemy wrócić tam znowu. I to według mnie jest zadaniem dobrego pisarza (niech będzie, że tworzącego literaturę popularną), żeby zabrać czytelnika w daleką podróż, a potem bezpiecznie odstawić go z powrotem na brzeg.


Jack Torrance

Dlatego uważam, że porównywanie książki Kinga i filmu Kubricka byłoby kompletnie nie na miejscu, gdyż są to arcydzieła - ale każde w swojej klasie. Kubrick oparł się na książce i stworzył na jej podstawie świetny film. Można się spierać o różne nieścisłości, przekłamania, o to, co reżyser pominął, co dodał itd., ale na pewno nie poprawił oryginału, tylko stworzył zupełnie nową jakość. Co do mnie, mam osobisty żal do reżysera, że uśmiercił Dicka Hallorana (Scatman Crothers) - staruszek doprawdy na to nie zasłużył.


Shelley Duvall (Wendy Torrance)

A teraz do brzegu.


Wendy Torance

Film wciąga już od pierwszych, pozornie statycznych ujęć z lotu ptaka, ukazujących żółty samochód jadący szosą wśród górzystego krajobrazu. Znam "Lśnienie" od dziecka, czasem zapominałem o nim i nie oglądałem go przez kilka lat, zawsze jednak miałem w głowie widok Gór Skalistych i pierwsze takty "Sabatu czarownic" z "Symfonii fantastycznej" Hectora Berlioza, sparafrazowanego na potrzeby filmu przez Wendy Carlos i Rachel Elkind.


Jack Nicholson (Jack Torrance) i Danny Lloyd (Danny Torrance)

Muzyka w "Lśnieniu" stanowi osobne zagadnienie godne głębszej analizy. Ja tylko wspomnę, że muzykę do filmu pierwotnie miały skomponować Carlos i Elkind, ale ich udział ograniczył się jedynie do scen otwierających film. Do zilustrowania całości Kubrick wybrał dzieła wybitnych kompozytorów XX-ego wieku Gyorgy'ego Ligetiego, Beli Bartoka i tak! w przeważającej większości - dzieł naszego, polskiego Krzysztofa Pendereckiego.



I tutaj trzeba skłonić czoło przed geniuszem Kubricka, który i tak mocne działanie obrazu dodatkowo podbił muzyką, która już sama w sobie była komponowana w celu wywołania skrajnych uczuć czy emocji. Dość wspomnieć, że Ligeti usiłował komponować swoje utwory tak, aby wywołały swego rodzaju "pomieszanie zmysłów", czyli synestezję - stan, w którym możemy widzieć muzykę lub słyszeć kolory.



Wróćmy do naszego Jacka Torrance'a (Jack Nicholson), który zabiera swoją żonę Wendy (Shelley Duvall) i syna Danny'ego (Danny Lloyd) do zamkniętego w sezonie zimowym, umieszczonego w odludnej okolicy hotelu Overlook. Ma tam objąć posadę dozorcy i jednocześnie w spokoju zabrać się do pisania książki, bo Jack - a jakże - ma ambicje literackie. To, czego dowiadujemy się o jego przeszłości z pierwszych scen filmu, a więc o jego kłopotach z alkoholem i agresywnym zachowaniu, pozwala przypuszczać, że ta strzelba wypali i historia nie będzie miała wesołego finału. I rzeczywiście po jakimś czasie spędzonym w izolacji, skazany jedynie na towarzystwo żony i syna bohater nawiedzany przez duchy przeszłości, zaczyna wariować.


Jack Nicholson

Samo spojrzenie na twarz Jacka Nicholsona ścina krew w żyłach i każe się z niepokojem domyślać, co też może się kryć za tym przylepionym do ust uśmiechem i zimnymi oczami o źrenicach wielkości łebków od szpilek. Bo jest to popis kunsztu aktorskiego Nicholsona. Aktor gra brawurowo, bez taryfy ulgowej dla siebie i widza - jest to perfekcyjne w jego wykonaniu studium powoli rozwijającego się szaleństwa - od pierwszych delikatnych przeczuć do nieuchronnej katastrofy.


Jack Nicholson (Jack Torrance)

Nigdy nie zapomnę sceny, w której Wendy odwiedza Jacka, żeby z całą naiwnością zapytać jak mu idzie pisanie oraz poinformować go o nadchodzącej śnieżycy. A Nicholson w ciągu kilku sekund przechodzi od pełnego słodyczy uśmieszku, z trudem maskującego zniecierpliwienie do zimnej wściekłości i daje żonie bardzo dosadnie do zrozumienia gdzie jej miejsce. Kalejdoskop uczuć malujący się na twarzy Shelley Duvall, jest również według mnie mistrzowskim odegraniem uczuć kogoś, kto w jednej chwili został upokorzony przez bliską osobę. Nie bez powodu w trakcie całego filmu możemy oglądać wiele zbliżeń jej wiecznie zdziwionej twarzy o szeroko otwartych, coraz bardziej przerażonych oczach.


Jack Torrance

Przyznam, że kiedyś wydawało mi się, że rolę Wendy powinna zagrać Sissy Spacek, co byłoby też piękną kontynuacją jej świetnej roli w "Carrie". Przyznam również, że wybór akurat Shelley Duvall - z jej nader charakterystyczną fizjonomią - do roli Wendy wydaje się nieco ekstrawagancki, ale robiąc nietuzinkowy film, Kubrick musiał dokonywać nietuzinkowych wyborów - również jeśli idzie o obsadę. I nie sądzę, żeby akurat ten wybór był chybiony.


Shelley Duvall

Tutaj przejdę do sedna. Dla mnie tak książka jak i film są nie tylko perfekcyjnym studium szaleństwa, ale też rozpadu związku, rodziny. "Lśnienie" opisuje z detalami zanik komunikacji, narastające niezrozumienie, które być może istniało zawsze, ale dopiero w ekstremalnych warunkach znalazło ujście. Jest to wzorcowy opis małżeństwa, w którym agresywny mąż dominuje zahukaną, nieśmiałą żonę, a gdzieś między nimi znajduje się wycofane, małomówne dziecko, które nigdy się nie uśmiecha (Danny uśmiecha się tylko raz przez cały czas trwania filmu). Duvall zagrała koncertowo rolę cichej, biernej, trochę flegmatycznej kobiety, która dopiero w sytuacji skrajnego zagrożenia staje w obronie własnego życia, ale przede wszystkim chroni swojego syna.


Jack Nicholson

Może się wydawać, że Wendy ginie w cieniu bardzo wyraźnie zarysowanej (można by się pokusić o stwierdzenie, że nieco przerysowanej), dominującej postaci Jacka, ale tak naprawdę Duvall świeci po prostu zupełnie innym blaskiem, bardziej stonowanym, nieco przyćmionym, ale silnym.


Shelley Duvall (Wendy Torrance) i Danny Lloyd (Danny Torrance)

Wydaje mi się, że ten kontrast między kreacjami aktorskimi jeszcze lepiej objaśnia istotę związku Wendy i Jacka.


Jack Nicholson (Jack Torrance) i Shelley Duvall (Wendy Torrance)

Czy "Lśnienie" straszy? Przeraża w sposób bardzo nieoczywisty - chłodem i pustką, która otacza bohaterów i panuje w ich relacjach. Nie ma tu zbyt wielu brutalnych scen (umówmy się, że dziś słowo "brutalny" znaczy co innego niż w 1980 roku), a te krwawe znajdziemy głównie w wizjach Danny'ego. Najbardziej przerażająca w tym filmie jest zimna furia Jacka, strach Wendy, samotność małego chłopca bawiącego się na podłodze olbrzymiego salonu, za którego oknem szaleje śnieżyca (to jedna z moich ulubionych scen w filmie) i podskórnie wyczuwalne widmo nieuchronnie zbliżającej się tragedii. Bo "Lśnienie" straszy w starym, dobrym stylu poprzez budowanie napięcia, a nie pokazywanie tonących we krwi podrobów.


Shelley Duvall (Wendy Torrance)

Niektóre sceny w "Lśnieniu" oglądałem nieraz kilkadziesiąt razy klatka po klatce i przysięgam, że każdy kadr jest idealnie wyważony i doskonały, co jest zasługą autora zdjęć - Johna Alcotta. Większość ujęć jest skomponowana z zachowaniem symetrii, co powoduje, że są statyczne, ale tym mocniej można poczuć czającą się za tym pozornym spokojem grozę. Ujęcia korytarzy wykonane szerokokątnym obiektywem, kontrastowo zestawione biel i czerwień w wizjach Danny'ego i Jacka gdy ten w hotelowym barze oddaje się swoim alkoholowym marzeniom - to już klasyka gatunku.


Danny Lloyd (Danny Torrance)

Jeśli ktoś przedarł się przez te przydługie dywagacje do tego momentu, to napomknę już tylko o niebywałym umiłowaniu kinowej szmiry przez Stephena Kinga. Otóż chyba najgorsze ekranizacje swoich książek namaścił King własnoręcznie, do niektórych napisał scenariusze, a w co najmniej jednym zagrał nawet małą rólkę człowieka wnoszącego czy też wynoszącego meble. I mowa tutaj o nieszczęsnej, arcywiernej i arcydaremnej adaptacji "Lśnienia" Micka Garrisa z niejakim Stevenem Weberem (niegdyś gwiazdą sitcomu "Skrzydła") w roli Jacka oraz z Rebeccą de Mornay (odtwórczynią ról szalonych psychopatek w tanich produkcjach przeznaczonych dla amerykańskich gospodyń domowych) w roli Wendy. No, cóż - nie ma porównania z Kubrickiem, a dla mnie zagadką życia pozostanie dlaczego tak dobry pisarz jak King ma tak kiepski gust jeśli idzie o kino... Pozostaje mi tylko domyślać się, że Stephen King jako prawdziwy wyrzutek świata wielkiej literatury i autor książek tzw. klasy B (nawiasem mówiąc zdecydowanie lepszych od niektórych znanych mi książek klasy A), świadomie wspiera projekty niezamierzenie kiczowate oraz celowo campowe, w ramach których zawsze będzie się mieścił gatunek zwany horrorem.

Ocena: 10/10 arcydzieło!

------
Polecam przeczytać recenzje Desperacji

poniedziałek, 23 grudnia 2019

TOP 10+1 filmów świątecznych

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnym poście TOP 10+1. Z okazji tego, że już jutro są święta, to chciałem przedstawić moją TOP 10 ulubionych filmów świątecznych (lub około świąteczny). Więc zaczynamy!









1. Heidi (1937)

Pięcioletnia Heidi po śmierci rodziców przenosi się do domu swego dziadka w Alpach. Starszy pan uznawany jest przez okolicznych mieszkańców za pustelnika i dziwaka, który samotnie przesiaduje w domku na szczycie góry i nie schodzi do wioski nawet podczas najsroższych zim. Radosna i pełna ciepła dziewczynka podbija serce dziadka, zaprzyjaźnia się z Piotrkiem, pasterzem kóz i cieszy się wolnością wśród pięknej alpejskiej przyrody. Szczęście Heidi mąci jednak nieoczekiwana przeprowadzka do Frankfurtu, gdzie ma dotrzymać towarzystwa chorej dziewczynce, Klarze. Czy Heidi odnajdzie radość w nowym domu? Czy uda się jej pomóc chorej przyjaciółce? Czy zobaczy się jeszcze kiedyś z ukochanym dziadkiem?


2. Gospoda świąteczna (1942)

Jim, Ted i Lila tworzą nowojorski tercet taneczno-wokalny. Obydwaj mężczyźni kochają piękną Lilę i pragną ją poślubić. Jim oferuje jej sielankowe życie na wsi, natomiast Ted kusi dziewczynę wizją szybkiego rozwoju kariery. Lila decyduje się na kontynuowanie kariery. Zrozpaczony Jim wycofuje się z zawodu i postanawia, że sam zamieszka na wsi. Niestety jego życie szybko go rozczarowuje. W Wigilię Bożego Narodzenia zjawia się w Nowym Jorku, by przedstawić swoim przyjaciołom nowy pomysł - chce przekształcić swoją posiadłość w gospodę, czynną tylko w święta. Wspaniała piosenka Irvinga Berlina "White Christmas" w wykonaniu Binga Crosby'ego.


3. Spotkajmy się w St. Louis (1944)

St. Louis, 1903 rok. Biznesmen Alonzo Smith (Leon Ames) ma cztery córki. Jedna z nich, 17-letnia Esther (Judy Garland), zakochuje się w chłopaku z sąsiedztwa - Johnie (Tom Drake). Pewnego dnia ojciec otrzymuje propozycję pracy w Nowym Jorku. Rodzina Smithów jednak nie chce opuszczać rodzinnego miasta...


4. Małe kobietki (1949)

Kolejna ekranizacja przepięknej opowieści o czterech siostrach March, z których każda jest innym typem osobowości.
Meg to zrównoważona, spokojna i dobrze wychowana panienka. Jo, najdziksza z sióstr, wesoła, pełna pomysłów i fantazji, chce zostać powieściopisarką. Beth, cichutka i chorowita, pięknie gra na fortepianie.
Ostatnia i najmłodsza to Amy, prawdziwa kokietka, która również żyje w świecie fantazji i co noc zakłada śmieszną spinkę, na nosek, aby ten był kształtny i malutki.
Cztery siostry razem z mamą żyją biednie, ale ciekawie. Nigdy się nie nudzą i chętnie swoim ciepłem emanują na zewnątrz, na przykład w kierunku sąsiada Laurie'ego....



5. Ania z Zielonego Wzgórza (1985)

Film opowiada o młodej, osieroconej dziewczynie Ani Shirley. Ania na codzień zmaga się z otaczającym ją cierpieniem, a jednak nie poddaje się mu i zatapia się w lepszym świecie - świecie wyobraźni. Pewnego dnia los się do niej uśmiecha - zostaje wysłana na Wyspę Księcia Edwarda do domu Maryli i Mateusza. Dziewczynka nie może ukryć radości, a wiadomość o tym, że zaszła pomyłka jest dla niej poważnym ciosem. Nieugięta Maryla decyduje się odesłać ją z powrotem do sierocińca. Na szczęście górę nad chłodnym rozsądkiem bierze serce i nieśmiałe uczucia, którymi Maryla obdarza Anię. Rudowłosa mieszkanka Zielonego Wzgórza jest osobą kłopotliwą i stale popełnia jakieś błędy, nieustannie wpędzając się w coraz to nowsze tarapaty. Z czasem rezolutna Ania dorasta, znajduje "przyjaciółkę od serca" w osobie Diany Barry, rywala w Gilbercie Blythe, wroga w Josie Pye i kochających ją opiekunów - Marylę i Mateusza.


6. Piękna i Bestia: Zaczarowane Święta (1997)

Świąteczny film animowany nawiązujący do wielkiego przeboju Disneya z 1991 roku. Wydarzenia z "Zaczarowanych Świąt" mają miejsce, gdy Belle wciąż jeszcze jest więźniem w zamku Bestii, a klątwa wróżki nadal ciąży nad jego mieszkańcami.

Dziewczyna, pragnąc umilić sobie przymusowy pobyt w ponurym zamczysku, postanawia uczcić zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Z pomocą przyjaciół, choć przy wyraźnym sprzeciwie Bestii, rozpoczyna niezbędne przygotowania. Zanim jednak w zamku zapanuje świąteczny nastrój, bohaterowie będą musieli stawić czoła bezwzględnemu maestro Forte, muzykowi przemienionemu w organy, któremu zależy na tym, by Książę już na zawsze pozostał pod wpływem klątwy.



7. Dziennik Bridget Jones (2001)

Ekranizacji powieści Helen Fielding. 32-letnia Bridget Jones zaczyna prowadzić intymny dziennik, który pomaga jej odmienić swoje życie.


8. Opowieść wigilijna (2009)

Ponadczasowa opowieść na podstawie książki Charlesa Dickensa. Głównym bohaterem jest stary skąpiec, Scrooge, który musi stawić czoła trzem duchom Świąt Bożego Narodzenia. Każdy z nich prezentuje osobny okres czasu - przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, tak aby w sercu skąpca z powrotem zagościła życzliwość. Duchy przypominają mu, jakim był prawym człowiekiem dawniej, jak wygląda współczesny świat, co się stanie, gdy bohater nie będzie dążyć, by stać się lepszym człowiekiem. W najbardziej radosny dzień roku Scrooge zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest jego osobowość.


9. Listy do M. (2011)

"Listy do M." to 15 bohaterów i 5 wyjątkowych historii rozgrywających się w zaśnieżonej, mroźnej Warszawie w trakcie jednego wyjątkowego dnia – wigilii Świąt Bożego Narodzenia. Jego magiczna moc połączy ze sobą losy bohaterów tej wyjątkowej komedii zmieniając ich życie już na zawsze. Czasem uciekamy od miłości choć pragniemy jej najbardziej na świecie. Uciekamy od świąt, choć w głębi duszy każdy z nas chciałby, jak dziecko, napisać w liście do mikołaja swoje najskrytsze marzenia. Dlatego to film dla wszystkich, którzy wierzą w miłość i dla tych, którzy już stracili nadzieję. Dla tych, którzy szukają wzruszeń, uśmiechu, pozytywnych emocji i zaskoczenia. Dla tych, którym znudził się grzeczny Święty Mikołaj. Dla tych, którzy lubią święta ale tylko od święta i dla tych, którzy mogliby żyć świątecznym nastrojem cały rok. Dla tych, którzy krzyczą "do diabła z miłością" i dla tych, którzy szepczą "chcę zakochać się już dzisiaj".


10. Kraina lodu (2013)

Anna wyrusza na wielką wyprawę, by odnaleźć swoją siostrę Elsę, której magiczna moc uwięziła królestwo Arendelle w okowach wiecznej zimy. W poszukiwaniach towarzyszy jej Kristoff, przed którym górskie szlaki nie kryją żadnych tajemnic i jego lojalny renifer Sven. Podczas misji ocalenia królestwa przyjaciele zmierzą się z surową pogodą, napotkają niebotyczne góry, tajemnicze trolle i zabawnego bałwana o imieniu Olaf.


+ Epoka lodowcowa: Mamucia gwiazdka (2011)

Słyszeliście już nowinę? Wasi ulubieni, kochający zimno bohaterowie powracają z zupełnie nową świąteczną przygodą dla całej rodziny!
Kiedy Sid przez przypadek niszczy rodzinną pamiątkę – świąteczny głaz Mańka i trafia na mikołajową listę "niegrzecznych". By odkupić swoje winy przewodzi przezabawnej wyprawie na Biegun Północny, przez co wywołuje jeszcze większe zamieszanie. Teraz tylko Maniek i jego prehistoryczna banda mogą uratować Święta dla całego świata!



------
To już koniec polecania filmów z świątecznych. Wesołych świąt.

niedziela, 22 grudnia 2019

Nowojorska piękność (1952) I Wanna Be a Dancin' Man!

Tytuł: Nowojorska piękność
Tytuł oryginału: The Belle of New York
Produkcja: USA 1952
Obsada: Fred Astaire, Vera-Ellen, Gale Robbins, Clinton Sundberg, Marjorie Main, Keenan Wynn, Alice Pearce
Gatunek: Komedia, Musical, Romans
Czas: 1 godz. 22 min.
Filmweb: 7,3/10

Na przełomie lat 40. i 50. Fred Astaire i Vera-Ellen należeli do największych gwiazd wytwórni MGM. Ich pierwszy wspólny film, "Trzy krótkie słowa", nie przyniósł zbyt wielkich dochodów, mimo to wytwórnia zdecydowała się na kolejny obraz z udziałem tej dwójki. Scenariusz powstał na podstawie pierwszego amerykańskiego musicalu wystawianego na West Endzie, a produkcją zajęli się najlepsi specjaliści.

Vera-Ellen (Angela Bonfils) i Fred Astaire (Charlie Hill)

Przełom XIX i XX wieku. Rozleniwiony playboy, Charlie Hill (Fred Astaire), nigdy nie musiał pracować. Od zawsze prowadził hulaszczy tryb życia i pasożytował na ciotce (Marjorie Main). Pewnego dnia poznaje uroczą Angele (Vera-Ellen) udzielającą się w Armii Zbawienia. Aby zdobyć serce dziewczyny postanawia znaleźć sobie uczciwą pracę i zacząć zarabiać...

Charlie Hill i Angela Bonfils

Przesłodzona i mdła historia nie jest najlepszym rozwiązaniem, jeśli chce się dużo zarobić na filmie. Tylko nieliczne wyjątki (w tym ja) lubują się w takim kinie. "Nowojorska piękność" wydaje się piękną bajką. Wszyscy śpiewają i tańczą, a zakochani "chodzą w powietrzu". Historia miała potencjał, ale zamiast skupić się na przemianie Charliego, scenarzysta postanowił nas uraczyć łzawą i naiwną historyjką miłosną.

Vera-Ellen (Angela Bonfils)

Charles Walters w roku 1952 był już dość znanym i uznanym reżyserem. Miał na koncie już takie dzieła jak "Parada wielkanocna", "Przygoda na Broadwayu" czy "Summer Stock". Wszystkie z jego dotychczasowych dzieł, mimo banalnych scenariuszy, emanowały energią i chęcią życia. Wszystkie, tylko nie "Nowojorska piękność". Ten musical epatuje tanim sentymentalizmem i graniem na uczuciach.

Charles Walters, reżyser "Parady wielkanocnej", "Przygody na Broadwayu", "Summer Stock" oraz "Nowojorskiej piękności"

Muzyką zajęli się Johnny Mercer i Harry Warren. Stworzyli naprawdę wspaniałą ścieżkę dźwiękową, która ratuje ten w sumie dość przeciętny film. To piosenki i choreografia oraz ich wykonanie wznoszą ten film na szczyty artyzmu. Możemy podziwiać tu romantyczny duet "Baby Doll" (Astaire, tańczą Astaire i Ellen), zabawny utwór wykonywany w tramwaju, czyli "Oops" (Astaire, tańczą Astaire i Ellen), piosenkę "Who Wants to be the Bridegroom?" (Astaire) czy piękną balladę "Seeing Believings" (Astaire). Do tego mamy jeszcze solo Ellen "Naughty but Nice" i wspaniały numer rodem z wodewilu, "I Wanna Be a Dancin' Man" (Astaire). Wisienką na torcie jest w tym filmie długa, 8 minutowa sekwencja "Currer & Ives" (Astaire, Ellen). Co ciekawe, jest to ostatni film, w którym Astaire tworzy taneczny duet stepując z partnerką. Kolejne aktorki, które z nim grały (Cyp Charisse, Audrey Hepburn i Leslie Caron) były zawodowymi balerinami i nie potrafiły stepować.


Aktorsko film nie jest zły, choć mogło być lepiej. Wyraziste komediowe kreacje tworzą Marjorie Main i Keenan Wynn jako ciotka i prawnik naszego bohatera. Fred Astaire nie jest zły, choć zatracił gdzieś swoją lekkość i świeżość i gra trochę tak, jakby mu się nie chciało. Zresztą Astaire nie bardzo widzi mi się w roli playboya. Vera-Ellen jest słodka i urocza, ale powiedzmy sobie szczerze, aktorką wybitną to ona nigdy nie była. Gra przyzwoicie, choć nie da się ukryć, że zarówno w przypadku jej, jak i Astaire'a mogło być lepiej.

Vera-Ellen i Fred Astaire

Film okazał się ogromną klapą finansową i nie pomogły mu ani piękne kostiumy i dekoracje, ani mistrzowsko zatańczone układy taneczne. Widownia chciała czegoś nowego i świeżego, a w tamtym czasie musical był dość konwencjonalnym gatunkiem, wszystkie filmy przygotowywano według jednego, określonego wzorca. Mimo to uwielbiam ten gatunek i uważam, że warto zobaczyć trochę musicali, choćby ze względu na muzykę i taniec.

Ocena: 8/10 bardzo dobry

------
Polecam przeczytać recenzje Tajemniczego opiekuna

sobota, 21 grudnia 2019

Desperacja (2006) Co kryje Desperacja?

Tytuł: Desperacja
Tytuł oryginału: Desperation
Produkcja: USA 2006
Obsada: Tom Skerritt, Steven Weber, Annabeth Gish
Gatunek: Dramat, Fantasy, Horror
Czas: 2 godz. 11 min.
Filmweb: 5,5/10

Z zadowoleniem przyznaję, że to kolejny - aczkolwiek jeden z nielicznych - dobry film na podstawie książki Stephena Kinga. Długi jak cała reszta, ale nie nudzi (przynajmniej w większości), efekty są całkiem niezłe, aktorzy też spisują się przyzwoicie. Jedynym niedociągnięciem przy efektach, które moim zdaniem było totalnie zepsute i w sumie niepotrzebne, była scena wychodzenia demona z "opętanego" Chińczyka. Scenka pochodziła z niemego filmu, który znaleźli bohaterowie, tłumaczyła pochodzenie Taka i sposób wydostania się go na powierzchnię. Tak był wielki i paskudny, miał władzę nad zwierzętami i kiedy przejmował kontrolę nad człowiekiem, stopniowo rozdzierał jego ciało. Był na nie po prostu zbyt wielki i dlatego co jakiś czas musiał je wymieniać na lepszy model.


Jestem pod wrażeniem roli Rona Perlmana, grającego opętanego przez Taka policjanta. Facet ogółem nie grzeszy urodą (eufemistycznie rzecz ujmując) i zazwyczaj jest obsadzany w charakterystycznych rolach. Tak jak w przypadku "Desperacji", gdzie widzimy go już w stanie coraz większej rozsypki. Byłam bardzo ciekawa sposobu, w jaki scenarzyści pokażą rozrywanie ciał, będących chwilową kryjówką demona i nie rozczarowałam się. Krwawe smugi na twarzy, pokraczny i niepokojący chód, agresja, wypluwanie kłębów tkanek... Może brzmi to jak opis którejś części "Świtu żywych trupów", ale to w ogóle nie ta bajka.

Sylva Kelegian (Ellie Carver)

Historia niby jest prosta - jak na historie Kingowskie - ale jednak zawikłana. Kilkoro ludzi dziwnym zbiegiem okoliczności spotyka się w miasteczku o nazwie Desperacja, wyludnionym i przerażającym, z trupami leżącymi na ulicach i szaleńcem w policyjnym mundurze polującym na tych, którzy mieli pecha się tu zabłąkać. Muszą się przed nim bronić, ale nie wiedzą z czym mają do czynienia. Nie chcę tu być złośliwy, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że zaraz zabarykadują się w jakimś supermarkecie i zaczną się ze strachu zabijać. Jest tu nawet odpowiednik fanatycznej dewotki z "Mgły", tyle że w postaci skądinąd milutkiego chłopca, Davida, któremu policjant, będący jeszcze niedawno człowiekiem nazywanym Collie Entragian, zabił ukochaną siostrzyczkę i uprowadził matkę. Nie pamiętam, czy w książce David był aż tak pobożny, w filmie jego żarliwość czasem bywa irytująca, a kazania wydają się zbyt poważne w ustach tak młodego człowieka. Znam słabość Kinga do dzielnych i obdarzonych jakimś darem chłopców (bez żadnych skojarzeń, proszę!), którzy ratują świat, bo dorośli nie potrafią, ale bez przesady. Miałem ochotę przewinąć jego wypowiedzi z lekceważącym "Taaaak taaaaak" na ustach.

Ron Perlman (Collie Entragian) i Tom Skerritt (Joh Edward Marinville)

Sceną, która niewątpliwie zrobiła na mnie wielkie wrażenie, było przebudzenie się Mary, porwanej przez Taka w celu późniejszego przejęcia jej ciała. W książce było to rewelacyjnie opisane i prawdę mówiąc, czekałem głównie na tę scenę. Reżyser miał duże pole do popisu, żeby to zepsuć - co by mnie specjalnie nie zdziwiło po obejrzeniu wcześniejszej wersji "Miasteczka Salem", "Carrie" czy "Langolierów", czyli po wspaniałym materiale na film przemielonym i wyplutym w postaci koszmarnej papki - ale zostałem bardzo mile zaskoczony. Scena jest imponująca, szczególnie kiedy ktoś, jak ja, ma fobię na punkcie skorpionów. Trupów na zewnątrz jest co prawda mniej niż w oryginale, ale nie bądźmy drobiazgowi.

Tom Skerritt (John Edward Marinville)

Reasumując, film godny polecenia. Podpisuję się pod tym obiema rękami. Dla miłośników Kinga (tych, którzy nie zrazili się do ekranizacji robionych hurtowo w latach 80.) pozycja obowiązkowa.

Ocena: 8/10 bardzo dobry

------
Polecam przeczytać recenzje Carrie (1976)